Dom Masona i Kamili Devouey

miss.

Pod dom podejchał ten sam czarny mercedes do którego siadła Ania. No i teraz tez wysiadła ona w towarzystwie dwóch mężczyzn - jednego policjanta i jednego eleganckiego pana w garniturze, któr z daleka śmierdział adwokatem. Ania też wyglądałą lepiej - jakos tak porządniej. No i na ręce nie miała swojego magicznego różańca.
towarzystwo podesżło do drzwi i zapukało.

/od razu mówie że oni sie tej wizyty dzisiaj nie spdziewali. Anna sie nie zdradziła.

Arno

Dom nie był jeszcze w świetnym stanie. Mason miał dosyć ostatniego tygodnia...Podszedł do drzwi i otworzył; lekko albo i bardziej się zdziwił na widok policji.
- Can I help you? - spytał spoglądając ze złością w oczach na Annę.

miss.

oj arno arno troche orientacji xd wsyzstkie domy są w całości xD a ludzie cali i zdrowi

Ania uśmiechnęła się szeroko.
- witaj Mason. Przyjechałam po swoją siotrzenice. - wzięła kosmyk włosów za ucho i zerknęła na prawnika.
- To wszystko okazało się łatwiejsze niz przypuszczałam. Doprowadzajac dom Rudej do porządku znalazłam pewien dokument w którym zaznaczyła, że w razie gdyby coś sie jej stało jej córka ma sie zaopiekować rodzina, nie Ty. Cóż moja siostra wiedziała, że to miasto nie jest normalne. - pan w garniturze pokazał mu ten dokument i jeszcze nakaz. A ania nad sie uśmiechała.

Arno

w sensie nieposprzątany.

- Ja jestem najbliższą rodziną swojej córki. Nie możesz mi jej odebrać. - powiedział spokojnie.

miss.

Uśmiech nie zszedł z twarzy Ani. Ale odezwał się prawnik.
- Panna Lind ma takie prawo. Pani Cecylia Lind wyraźnie zapisała, że mała Ivy powinna sie opiekować jej[w sensie ze rudej] najbliższa rodzina, a pan do niej nie nalezy. Więc gdyby patrzeć na to od strony prawnej przetrzymuje pan córkę nielegalnie. tutaj są wszelkie dokumenty. Nie rozumiem tylko dlaczego pani Cecylia nie zostawiła tego dokumentu u swojego prawnika, bardzo prawdopodobne że nie zdążyła przed śmiercią. W kadym razie dokument został srawdzony, wszystko jest autentyczne i dziecko moze zstać przejęte przez prawnego opiekuna, którym jest obecna tuaj panna lind. - zaprezentował mu teczke z papierkami.
a Ani sie coś jeszcze przypomniało.
- I jeszcze Mason, pan Swan zapomniał dodać, że w karcie urdzenia Iv jest napisane "ojciec nieznany". Tak mi przykro. Więc... gdzie jest moja siostrzenica? - uśmiecheła sie jeszcze bardziej wrednie.

Granmor

A policjant chrząknął tylko jakby chciał zaznaczyć powagę sytuacji i to że Mason, nie ma wyboru.

Arno

Musiał. Nie miał wyboru.
- Chcecie moją córkę oddać tej ćpunce?! - krzyknął - Radzę przeszukać jej mieszkanie w poszukiwaniu łańcuszka z krzyżykiem, w którym trzyma swoje prochy. - był zdenerwowany i to bardzo.

/kocham cruel intentions i krzyżyk Kath

miss.

Spjrzala na niego jak na wariata i sie roześmiała
- Nie dziwię się, że moja siostra nie chciała, żebyś opiekował sie jej dzieckiem. Jesteś niezrównoważony. Co Ty w ogóle wygadujesz? - była totalnie autentyczna.
Pan prawnik chrząknął.
- Moja klientka owszem, miałą kiedyś pewne problemy zdrowotne, Ale dla potrzeb sądu, przewprowadzono odpowiednie badania, które wykazały, że jest całkowicie... "czysta".
Ania znów spojrzała na niego z wyższością. Kupić takie wyniki to naprawde nie był dla niej problem. Ale o tym nikt nie musis wiedzieć.

Arno

- Mógłbym zobaczyć takowy dokument? - uniósł brew złośliwie - A nawet jeśli są negatywne...to co z posiadaniem? - uśmiechnął się.

miss.

Znowu sie roześmiała.
- A co miałąbym z nimi robić? Patrzeć czy sprzedawać przed liceum, a moze na twoich pseudo koncertach? - prychnęła.
- chyba słyszałeś że wszystkie dokumenty są tutaj. chcesz to sobie pooglądaj. - wzieła tą teczke i tak ambitnie mu ją wręczyła.
- A teraz chce zabrać Iv do domu. - i wpakowąła sie do środka. Za nia prawnik i policjant. Dziecko bawiło sie w salonie więc wzieła je na ręce i coś tam powiedziała do małej. Wylgadały na zadowlone, obie.

Arno

- To chyba oczywiste. Wciągać! - zdenerwował się, a gdy weszła do domu nerwy mu już puściły - Nie możecie mi jej zabrać, przecież to ćpunka! Ja mam żonę i zarabiam na rodzinę! Co to do cholery ma znaczyć?! - nie chciał jej oddać.

miss.

- Proszę nie robić problemów. Nie jest pan prawnym opiekunem dziecka i pani ma zamiar zabrać je do siebie. - teraz policjant sie odezwał, o.
Ania przycisnęła Ivy mocniej do siebie.
- Mason przykro mi... możesz spróbowac wwywalczyć jakieś odwiedziny u mnie... moze to ci sie uda. Mówiłam, że zrobie wszystko żeby ją odzyskać. Udało się. Przegraeś. Musisz sie z tym pogodzić. - i z małana rękach zaczęła iść w strone wyjścia.

Arno

Wiedział, że tym razem ich nie zatrzyma. Za łzami w oczach patrzył jak jego córka, która spoglądała na niego odchodziła z tą ćpunką. Drzwi się zamknęły a on westchnął.

TU SIĘ KOŃCZY SCENA. xD

miss.

Ania wraz z towarzyszącymi jej mężczyznami i Ivy, ponownie wsiadła do samochodu. I pojechali.

[wychodzi: Anna i Ivy]

Arno

Powiedzmy, że Kamili nie ma jakiś czas w domu, o - cały dzień jej nie będzie. Mason się przebrał i świerzbiło go żeby coś napisać więc wziął jakąś torbę na ramię i wyszedł z domu do parku.

[wychodzi]

Arno

Nikogo nie było w domu, dostał klucz. Otworzył drzwi i puścił Ivę przodem. Prawie nie było w nim (w domu) śladu po tornadzie.

Naomi/Missy

- Masz cudny dom. - stwierdziła rozglądając się dookoła. Po chwili do niego podeszła na niebezpieczną odległość, jak to Kamila mi zazwyczaj truje

. - Odgarnę ci włosy z oczu. - a jak je odgarnęła to oplotła rękami jego szyję i go pocałowała.

Arno

Nie miał nic przeciwko. Odwzajemnił pocałunek mierzwiąc jej rude włosy. Zamknął oczy, a w zasadzie powieki. xD

Naomi/Missy

Całowali się tak coraz namiętniej i zachłanniej, a jej bardzo pasowała zaistniała sytuacja.

Arno

Oderwał się i spojrzał jej w oczy.
- Na pewno? - zapytał z uśmiechem, nie chciał jej obrażać, więc nie mówił, że jest bardzo młody, ani nie pytał jej o wiek.

Naomi/Missy

[color=olive]- Jeśli nie chcesz, to sobie pójdę. - obraziło ją to.

Arno

- Oczywiście, że nie chcę...żebyś szła - powiedział, po czym przysunął ją do drzwi i zamknął je na klucz. Zaczął ją całować po szyi.

Naomi/Missy

Nie będzie teraz jęczeć, zostawi to sobie na potem. Teraz wzięła się za jego ubrania, to znaczy zaczęła go rozbierać.

Arno

Zdjął z niej bluzkę, które poleciała w stroną salonu, po czym złapała za zapięcie od stanika.

Naomi/Missy

Teraz to króciutko jęknęła.