Dom Rachel Sweet

candace

- Broo wraca na pierwsze strony gazet. - uśmiechnęła sie do niej tak miło i w ogóle.

miss.

- Dokładnie, skromność. To dobra cecha szkoda że nie wszystkim dana i lubią robić w okół siebie dużo szumu o nic - uśmiechnęła się do rudej tak przesłodko, że aż jej jad wyciekał bokami (xD). Nie lubiła gdy ktoś z niej kpił czy dawał głupie komentarze, w końcu to Brooke.

Future Lover

Rachel lubiła Brooke i to, że taka bicz, taka klasi bicz, yeah.
-Z chęcią wpadnę.-Napiła się kawki i już kompletnie sie wyluzowała się.

Kamila

Uśmiechnęła się, gdy Brooke tak ślicznie przysrała Melisie.

Naomi/Missy

- Mówisz o sobie złotko ? - równie słodki, a zarazem wredny uśmieszek, co uśmiech Brooke.

Kamila

A ona nie chciała się wtrącać, więc piła swój napój i patrzyła to na Brooke, to na Melisę i czekała, aż zaczną się bić i wyrywać sobie włosy z głów.

miss.

Zaśmiała się.
- Nie. Akurat tym razem nie o sobie. W końcu sama powiedziałaś , że jestem skromna i nawet miałaś rację. - napiła się kawki.

Future Lover

[nastepny dzien]
U Rachel nie zmieniło się nic prócz koloru włosów. Wróciła do blondu. Dlaczego? Mimo, że uwielbiała rudy/czerwony, jakoś przestał jej pasować. Stała przed lustrem i malowała usta krwisto-czerwoną szminką. Na nosie miała swoje ukochane heart-shaped glasses. Ze swojej torebki wyjęła pudełeczko z papierosami. Włożyła jednego do mordki i zapaliła zapalniczką żarową. Tak, teraz wyglądała jak prawdziwa, klasyczna cunt z okresem do której lepiej się nie zbliżać. Skierowała się do kuchni, stukając swoimi czarnymi louboutinami. Podarunek od Christiana, nic wielkiego. Usiadła na jakimś krześle i tak paliła sobie tego papierosa, pewnie papierosa Marlene Dietrich, Dity Parlo, Nelsona Mandeli albo innej znanej osobistości.

Future Lover

Rachel wzięła torebkę i wyszła z domu.

Granmor

[wchodzą: Bree, Orson, Julie i zapewne reszta ferajny od Satine]

Rozejrzała się wokół. Pusto było.

Sahem

Normalnie stwierdziłaby, że dziwne jest spacerowanie ulicą taką grupą ludzi, ale w sytuacji, gdy morderca mógł czaić się za każdym rogiem nie był to głupi pomysł.

Granmor

Zapukała do drzwi. Spojrzała na Bree nerwowo. To była hjudż sprawa, czuła to.

Sahem

Na twarzy Bree malowało się coś na kształt niepewności połączonej ze strachem.

Future Lover

Valley girl, Rachel Sweet, oczywiście wyglądała olśniewająco. Otworzyła. Była troszkę zdziwiona widząc taką grupę ludzi.
-Hej.. Wejdźcie. Właśnie jem z Jimem kolacje.-Bo ona była samotną, smutną matką.

Granmor

-Właśnie idziemy z małego spotkania u Satine York. - wbiła wzrok typu "mów co wiesz" w Rachel.

I Julie się nie odzywa już, by się Bree wykazała. XDDD

Jim siedział za stołem i bawił się kanapką.

Sahem

Weszły chyba do środka. Znaczy się, weszli.
- Dziwna kobieta... - dodała tylko na wstępnie.

Future Lover

-Marlene podejrzewa ją o zabójstwo.-Pokazała im, żeby sobie usiadły gdzieś na sofie jakiejś coś. I miała minę typu 'nie moge sie doczekać aż to usłyszycie!'

Sahem

Usiadła wygładzając przy tym spódnicę.
- Z jej tonu można było wywnioskować, że oskarża nas wszystkich o to morderstwo - była oburzona faktem, że ktoś może ją o coś takiego posądzać.

Future Lover

-Marlene uważa, że to tylko fałszywa poza, która ma na celu odwrócenie uwagi od prawdziwego problemu-Wyrecytowała z przejęciem.
-Kawy? Herbaty?-Uśmiechnęła się szeroko. Pora na plotki przy kawie lub herbacie!

Granmor

Julie pokręciła tylko głową, bo to wszystko ją przerażało.

Sahem

- Poproszę o herbatę - uśmiechnęła się lekko. Napiłaby się w tej chwili czegoś mocniejszego, ale jej nie wolno.

Kamila

- Ja to samo, co pani ruda. - niestety nie znał kobiety, a czuł się jak gwiazda teraz. Słyszał grzmoty na dworze... - Mam nadzieję, że panie nie boją się burzy ? - zapytał, lecz zrobił to zdaniem oznajmującym i podszedł do okna. Przypatrywał się burzy.

Sahem

Popatrzyła na niego oburzona.
Jak mógł ją nazwać po prostu "pani ruda". Nie oglądał programów kulinarnych?
- Bree Van De Kamp - przedstawiła się - To znaczy Hodge - szybko zdała sobie sprawę z tego, że przedstawiła się biznesowym nazwiskiem.

Kamila

- Van de Kamp, ta od cateringów ? - kiedyś słyszał, jak Irma wspominała mu o firmie cateringowej, którą zamówią na ślub. - Przepraszam bardzo, nie poznałem pani, Kirby Parker. - zreflektował się i szarmancko ucałował jej dłoń.

Sahem

Uśmiechnęła się do niego elegancko.
Odzyskał w jej oczach szacunek.