Dom Shannon Rutherford

Sahem

Podała jej kolejną butelkę, bo miała ich trochę. W końcu przygotowywała to wesele dość długi czas.
- Póki jestem wolna - uśmiechnęła się do niej lekko.

Viktor

Jeszcze z 3 winka w takim tempie i nigdzie nie wyjdą bo nie będą w stanie
- Wiesz co... powinnaś teraz dumnie przemaszerować obok domu tej panienki, albo odwiedzić ją w pracy czy gdzieś. - gul gul gul xD

Sahem

- Sądzę, że wtedy i ją bym dźgnęła czym pod ręką - uśmiechnęła się radośnie - A za podwójną próbę zabójstwa dostałabym przynajmniej 20 lat

Viktor

- O nie, tego byśmy nie chciały. - i do dna xD

Sahem

Czyli jednak na coś jej się przydało to całe przygotowanie.
Mogły bezkarnie wypić próbki wina.

Viktor

- To co idziemy pozwiedzać okolicę czy zapijamy się w domu?

Sahem

- Możemy gdzieś wyjść, ale będziesz musiała mi dać chwilkę, bo w takim stroju nigdzie nie wyjdę... - odparła spoglądając na to, co miała na sobie.

Viktor

- Oczywiście, ja w tym czasie poprawię makijaż. - to może potrwać xD

Sahem

No i gdy już ustaliły co i jak rozdzwoniła się komórka Shannon.
Odebrała.

Viktor

Wykrzywiła usta i usiadła na fotelu czekając aż Shannon skończy rozmawiać.

Sahem

Skończyła rozmowę. Jej mina nie wyrażała nic dobrego.
- Praca wzywa... - westchnęła. Zastanawiała się tylko, czy może sprzedawać domy będąc oskarżoną...

Viktor

- To leć moja droga, zaczekam tu na ciebie.

Sahem

Wskoczyła szybko na piętro, założyła coś odpowiedniejszego, przepłukała usta jakimś odświeżaczem i wybiegła z domu.
- Wrócę niedługo - no i wsiadła do zamówionej taksówki.

[wychodzi]

Viktor

Kiedy Rebecca łaskawie wstała z łóżka Shannon już nie było, powędrowała w szlafroku do kuchni i zaczęła robić sobie koktajl warzywny na śniadanie.

Sahem

[wchodzi]

Nie spodziewała się, że zacznie dzień od sprzedaży domu tak miłemu klientowi.
Nie narzekał, nie wybrzydzał i jeszcze był taki szarmancki.
- Jestem już! - odparła wchodząc do domu.

Viktor

- To świetnie!! - stała przy hałasującym mikserze

Sahem

Zdjęła szpilki i trzymając je w dłoniach skierowała się do kuchni.
- Zastanawiałam się nad tą Lewis... - zaczęła.

Viktor

Wyłączyła mikser i przelała to co zmiksowała do szklanki
- Mówisz o tej babce, która wyciągnęła cię z więzienia?

Sahem

- Tak - usiadła na stołku przy wysepce - Pojawiła się znikąd, w ogóle jej nie znam i nagle oznajmia mi, że jest moją adwokat

Viktor

- No, rzeczywiście dziwne. - upiła łyczka - Na pewno będzie czegoś od ciebie chciała.

Sahem

- Tego jestem pewna... - odparła sięgając po jabłko leżące w misce z owocami - Tylko czego? - i wgryzła się w nie.

Viktor

- Nie mam pojęcia. - pokiwała głową

Sahem

- W każdym bądź razie mam nadzieję, że mnie jeszcze odwiedzi...

Viktor

- Na pewno, w końcu jesteś jakby jej dłużniczką.

Sahem

Nie lubiła być dłużniczką. Czyjąkolwiek.
Ale nie zawsze to się jej udawało.